Środowe obrady sesji Rady Powiatu zostały zdominowane przez temat, którym od kilkunastu dni elektryzuje bełchatowian - chodzi o akty przemocy i hejtu w szkołach ponadpodstawowych. 29 marca, podczas posiedzenia na sali pojawili się między innymi rodzice pobitych dzieci - początkowo nie chciano im udzielić głosu, ale atmosfera zrobiła się na tyle gorąca, że ostatecznie go zabrali. Podobnie jak dyrektorzy szkół. Spotkanie radnych i członków zarządu Powiatu Bełchatowskiego miało wyjątkowo emocjonalny ton…
Już na początku nadała go starosta Powiatu Bełchatowskiego Dorota Pędziwiatr, która przez kilkanaście minut przemawiała z mównicy omawiając sytuacje, do jakich doszło na przestrzeni ostatnich tygodni i miesięcy w szkołach, dla których organem prowadzącym jest powiat bełchatowski.
- Współczuje bardzo wszystkim osobom, które w tych incydentach uczestniczyły, współczuje ich rodzicom, ale o los swoich dzieci martwią się również rodzice agresorów. Ja wierzę, że wszystkie te niezwykle trudne sytuacje dla każdej ze stron zostaną wyjaśnione. Wierzę, że konsekwencje swoich negatywnych zachowań poniosą winowajcy. Nie mniej jednak pamiętajmy o tym, że podstępowania prowadzi policja, a wyroki wydają sady - zaczęła swoje wystąpienie starosta Dorota Pędziwatr.
W dalszej części przemówienia starosta wskazała jakie kompetencje ma organ prowadzący powiatowe szkoły, jak i sami dyrektorzy. Dodała przy tym, że w bełchatowskich szkołach pracują doświadczeni i kompetentni pracownicy.
- Ja wiem, że dyrektorzy to kompetentne osoby i trudne przypadki dydaktyczne czy wychowawcze wpisane są w ich pracę i ja wiem, że oni sobie dobrze z tymi przypadkami radzą i za to należy im podziękować - mówiła Dorota Pędziwiatr.
Zaznaczyła przy tym, że od początku roku w szkołach prowadzonych przez powiat prowadzony był cykl spotkań z policją i strażą miejską. A po wydarzeniach z ostatnich tygodni te działania zostały zintensyfikowane. Na sali naprawdę gorąco zaczęło się, kiedy starosta zaznaczyła, że sporą niesprawiedliwością jest formułowanie stwierdzeń zarzucających dyrektorom, jak i samemu organowi prowadzącemu opieszałości w działaniach. Mówiąc o niesprawiedliwej ocenie sytuacji, starosta zauważyła, że dla niej jest ona... nagonką.
- Mnie jest bardzo przykro, bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że jest to nagonka polityczna na moją osobę i szczególnie mi przykro, ponieważ zostali w to wplątani dyrektorzy, całe szkoły - zaznaczyła z mównicy starosta.
W tym momencie jedna z mam obecnych na sali nie wytrzymała i wykrzyczała z tyłu sali:
- Nie da się tego słuchać. Tych bzdur powtarzanych jak mantra. Przedstawiłam wszystko w szkole wideo z pobicia, nekrolog syna, zdjęcia… Ja wiem że to są osoby podejrzane, ale szkoła powinna zareagować. Pojechaliśmy na policję i co usłyszeliśmy? Dlaczego nie zgłasza tego szkoła, tylko Państwo? - mówiła wzburzona kobieta.
PRZECZYTAJ >>> "Dostał wp****l, niech spoczywa w pokoju". Kolejne szokujące materiały w sprawie przemocy wychodzą na światło dzienne
Dyskusja zrobiła się gorąca, a Sławomir Malinowski, przewodniczący Rady Powiatu prowadzący obrady jak mantrę powtarzał: „nie udzieliłem pani głosu". Ostatecznie kobietę wyproszono z sali herbowej, gdzie odbywały się obrady, ale atmosfera nadal była mocno ożywiona, a starosta kończąc swoje wystąpienie zaznaczyła po raz kolejny, że sprawa ma charakter nagonki na urzędników i dyrektorów, którzy dobrze wykonują swoje obowiązki i dodała:
- Nie możemy mówić o zmowie milczenia, o zamiataniu pod dywan, gdzie często takie słowa są używane oczywiście w internecie, jeżeli postępowanie prowadzi policja, a niektóre sprawy są już w sądzie. Drodzy Państwo o jakim zamiataniu pod dywan my tu mówimy? - pytała retorycznie.
I kończąc zwróciła się emocjonalnym tonem, że: "prosi o refleksję nad tym wszystkim co dzieje się w mediach". Po blisko 20-minutowym wystąpieniu starosty do głosu doszli radni.
- Nie jest dobrze w szkołach bełchatowskich i nie zgadzam się z panią, że mamy super dobrych dyrektorów szkół. Obserwując jak były przeprowadzone konkursy na dyrektorków były one czasem przeprowadzone w sposób, który wzbudzał wątpliwości. Tylko tyle i aż tyle - zaczął Włodzimierz Kula z EBE Wspólnie dla powiatu.
Radny odniósł się w swojej wypowiedzi nie tyle do oceny całej sytuacji, ale reakcji z jaką starosta dała się pokazać mediom zarówno tym lokalnym, jak i ogólnopolskim. Przypomnijmy po krótce. To media nagłośniły bulwersujące wydarzenia z udziałem nieletnich, którzy w Bełchatowie znęcali się nad swoimi rówieśnikami. To dzięki mediom o szokujących zachowaniach młodzieży dowiedziało się kuratorium oświaty. Wcześniej nie zrobili tego ani dyrektorzy szkół ani organ prowadzący. Dorota Pędziwiatr, szefowa powiatu, organu prowadzącego szkoły średnie do których uczęszczają uczniowie stosujący przemoc wobec innych, przez kilka tygodni nabierała wody w usta, a dziennikarzy, zarówno lokalnych jak i ogólnopolskich, unikała. Tak było między innymi na prezentacji nowych autobusów w PKS-ie Bełchatów, gdzie starosta, w obawie przed trudnymi pytaniami stacji TVN, ukradkiem opuściła miejsce konferencji "wybierając się na przejażdżkę autobusem".
- Pada pytanie podczas konferencji prasowej związanej z przekazaniem autobusów. Ale pani starosto, to pani zrobiła to co później w memach było pokazane, jak Struś Pędziwiatr - Dorota Pędziwiatr ucieka autobusem - mówił Włodzimierz Kula i zaznaczył: - Wtedy można było spokojnie powiedzieć. Nie trzeba było z tym czekać dwa czy trzy tygodnie, tylko można było to powiedzieć wcześniej. Była wyjątkowa okazać dla pani starosty, mimo, że nie była to konferencja poświęcona temu tematowi, mogłaby pani powiedzieć wszystko to, co pani tutaj wykrzyczała na tej sali - mówił Włodzimierz Kula.
PRZECZYTAJ >>> Bełchatów: Znęcali się nad 16-latkiem. Koniec przesłuchań, policja skierowała wniosek do sądu! Jeden z oprawców odpowie jak dorosły
Radny Włodzimierz Kula, odniósł się w swojej wypowiedzi do tego mema, który pojawiał się w mediach społecznościowych:
- Proszę nie bagatelizować najmniejszych sygnałów od rodziców. Zdaje sobie sprawę, że dyrektor ma pewne narzędzia, niemniej w niektórych sytuacjach pozostaje mu jednak skontaktować się z odpowiednimi organami i wówczas cały ciężar prowadzenia sprawy pozostaje po stronie policji. Zgadzam się, że trzeba poczekać na wyroki, niemniej jednak dyrektor ma narzędzia, które może zastosować w odpowiednich sytuacjach - zaznaczyła z kolei Jonna Guc, powiatowa radna, a także kierownik Referatu Zdrowia, Oświaty, Kultury i Promocji w Urzędzie Gminy Kleszczów.
Kiedy do głosu doszedł kolejny radny, Marek Chrzanowski zdecydował, że ze względu na szacunek i czas jaki poświęcili rodzice pokrzywdzonych dzieci, należy im oddać głos na sesji i zdecydował, że czas swojej wypowiedzi odda tacie jednego z pokrzywdzonych. Wówczas transmisję on-line przerwano.
Tata chłopca, który uczył się w ZSP nr 2 wskazał, że jego syn nie tylko doznał ataku przemocy poza szkołą, ale także i w samej placówce.
- W szkołach, na korytarzach szkolnych, rozwieszano jego plakaty z nekrologiem. Dlaczego, kiedy idę do dyrektora z dokumentami, które wskazują hejterów mojego syna, pani dyrektor odsuwa te dokumenty? Chciałaby pani siedzieć ze swoim oprawcą w jednej ławce? - zwrócił się do starosty.
Do sprawy odniosła się dyrektor placówki, do której wówczas jeszcze 15-latek uczęszczał. Jak mówiła na sali herbowej Irmina Wojciechowska "zrobiła wszystko, co mogła w tej sytuacji" zapewniając, że zarówno rozmawiała z rodzicami, skierowała ich do pedagoga szkolnego, zaproponowała pomoc psychologiczną, jak i to, że zaleciła, by zawiadomili policję. Dodała, że widziała materiały, które przynieśli rodzice, ale na ich podstawie nie była w stanie ustalić tożsamości sprawców, a nawet poszkodowanego.
- Poinformowałam rodziców, że na podstawie tego co powiedzieli uznałam, że to wszystko przerasta moje kompetencje i możliwości, dlatego również polecam niezwłocznie udać się na policję - powiedziała podczas sesji Irmina Wojciechowska.
Obrady on -line wznowiono, kiedy na mównicy przemawiał kolejny rodzic - mama ucznia z II LO. W swoim emocjonalnym wystąpieniu opowiedziała o historii, która spotkała jej syna ucznia "Kochanowskiego".
- Jakby państwo się poczuli, i co zrobiliby na naszym miejscu, gdyby dostali film na którym państwa syn klęczy, ktoś "kiepuje" mu na głowę, ktoś inny bije go po twarzy? - retorycznie pytała z mównicy. - Dziękuję mojemu synowi, że zareagował tak, jak zareagował. Mimo, że potrafi się bronić i walczyć, bo od 10 lat trenuje sztuki walki. Bo nie wiem, jakby się to skończyło. Eryk w Zamościu zginął od jednego kopnięcia w głowę. Nie zginął zakatowany. On też był bity po twarzy, miał przepraszać... Wstał i chciał iść do domu. Jeden z nich się wrócił i kopnął go w głowę. Jeden...
CZYTAJ >>> Nastolatkowie z bełchatowskich szkół oprawcami swojego kolegi? Kazali klękać, bili po twarzy, strzepywali popiół z papierosa, wszystko nagrywali...
Do wypowiedzi matki odniosła się Anita Szymczyk - Trawińska, dyrektorka II LO w Bełchatowie. Opowiedziała, jakie kroki podjęła w związku z tą sytuacją.
- Jako matka obejrzałam ten film i łzy same ciekły mi do oczu. Wiecie państwo, co sobie wyobrażałam. Po pierwsze dlatego, że jestem matką, po drugie dlatego, że jestem dyrektorem, podjęłam wszelkie możliwe działania, by tę sprawę wyjaśnić - mówiła na sesji Anita Szymczyk - Trawińska, dyrektor II LO.
Wyjaśniła przy tym, że jeszcze tego samego dnia przeprowadziła rozmowę z rodzicem i uczniem wskazanym przez matkę poszkodowanego, była też rozmowa z wychowawcą klasy, pedagogiem, psychologiem szkolnym i nauczycielami, którzy nie posiadali informacji, by był jakiś konflikt w klasie. Zobowiązała wychowawców do przeprowadzenia dodatkowych pogadanek na temat przemocy rówieśniczej.