Wracamy do sprawy elektryzującej interwencji Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt w Ruścu. Po dwóch dniach od wkroczenia aktywistów na teren gminnej oczyszczalni nie tylko wiemy, że w sprawie już złożono oficjalne pismo do Urzędu Gminy, ale także, że sprawa już trafiła do bełchatowskiej prokuratury. Do całego bulwersującego zdarzenia odniósł się sam wójt, który jasno podkreśla: "to brudna wyborcza kampania".
Wszystko zadziało się ekspresowe i nie oszukujmy się - w atmosferze skandalu - najpierw aktywiści DIOZ uszkadzając zamkniętą kłódkę na bramie weszli na teren gminnej oczyszczalni ścieków skąd w ich opinii zabrali sześć psów. Potem pojawili się na spotkaniu wyborczym, gdzie do sali OSP weszli z wiadrami wypełnionymi fekaliami i w ostrych słowach wykrzyczeli obecnemu wójtowi, że "jest oprawcą, a jego działania mają charakter przestępczy!"
Na tym niedzielna wizyta się skończyła, dnia następnego (w poniedziałek, 25 marca) ci sami aktywiści pojawili się w Ruścu ponownie, tym razem, by złożyć oficjalnie pismo zawiadamiające wójta o fakcie odbioru zwierząt, bo jak zaznaczają aktywiści DIOZ zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt taki obowiązek na nich ciąży.
- W dniu dzisiejszym złożyliśmy w Urzędzie oficjalne zawiadomienie do Wójta Gminy Rusiec o odbiorze zwierząt z terenu nielegalnego przytuliska, które mieściło się na terenie oczyszczalni ścieków. Zwierzęta zostały odebrane w związku z bezpośrednim zagrożeniem ich życia i dziś ta procedura się dopełniła. Zawiadomienie zostało doręczone wraz z wnioskiem o ujawnienie informacji publicznej, bo chcemy dokładnie wiedzieć jaki był los wszystkich zwierząt jakie przewijały się przez ten samorząd w okresie ostatnich kilku lat- przekazywał tuż przed wejściem do budynku Urzędu Gminy Konrad Kuźmiński z DIOZ.
Wójt Damian Szczytowski rozmawiał z przedstawicielami DIOZ, jaki był dokładny przebieg tej kilkunastominutowej rozmowy nie wiemy, bo w gabinecie były tylko strony zainteresowane. Później za to w urzędzie zrobiło się gorąco. Aktywiści pozostawili w sekretariacie wójta miski z przeprowadzonej dzień wcześniej interwencji i... sporo nerwów, bo ostra wymiana zdań przeniosła się na korytarz.
Z tego co przekazali nam przedstawiciele DIOZ, zażądali jasnej deklaracji, czy samorząd Ruśca zapłaci za leczenie odebranych psów. Wójt na to nie przystał, deklarując, że chce, by czworonogi wróciły do Ruśca, i gmina zajmie się ich leczeniem, jeśli jest taka potrzeba.
CZYTAJ >>> Makabryczne odkrycie w regionie! Ujawniono kilka martwych psów, właściciel usłyszał zarzuty
Dalsza część artykułu poniżej
Wklej tutaj kod osadzenia...
Kiedy aktywiści opuścili budynek urzędu, zapytaliśmy wójta zarówno o zdarzenia z niedzieli, jak i przede wszystkim zarzuty kierowane wobec samorządu.
- My prowadzimy swoje wewnętrzne postępowanie, bo nie zgadzamy się z tym co zostało przedstawione na tych nagraniach udostępnionych przez tę organizację. Z tego co ja miałem informację mieliśmy cztery pieski, które stróżowały na terenie placu oczyszczalni, w piątek był odłowiony jeden pies, a skąd ten szósty nie wiemy - dlatego też prowadzimy postępowanie wewnętrzne, żeby to wyjaśnić - powiedział nam Damian Szczytowski, wójt Gminy Rusiec.
Dodaje przy tym, że w Gminie obowiązuje wymagany prawem gminny program ochrony zwierząt oraz zapobiegania ich bezdomności. Samorząd dofinansowuje zarówno chipowanie, ale także kastrację i sterylizację zwierząt - oba przedsięwzięcia cieszą się sporą popularnością i urzędnicy nie mają zamiaru z tego rezygnować. Gmina ma także podpisaną umowę ze schroniskiem na odbiór i opiekę nad bezdomnymi zwierzętami.
- W tamym roku do schroniska oddaliśmy 24 psy, w tej chwili mamy w schronisku 17 psów, więc ciężko mówić, że zaniedbujemy temat. Samorząd Gminy Rusiec za tę usługę zapłacił grubo ponad 100 tys zł. - dodaje Szczytowski.
Pytany o to co stało się na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu godzin odpowiada jasno:
- Ciężko jednoznaczniemi się odnieść, dla mnie osobiście jest to zagrywka polityczna. Wiecie Państwo w jakim jesteśmy czasie, zbliżają się wybory... - dodaje wójt Gminy Rusiec.
Pytamy też aktywistów z DIOZu o czas ich interwencji - dlaczego akurat teraz?
- Ja mieszkam 400 kilometrów stąd, mnie walka polityczna w ogóle nie interesuje, dostaliśmy zgłoszenie wczoraj, wczoraj przyjechaliśmy (w niedzielę, 24 marca - przypis red.). Dlaczego osoba zgłaszająca zgłosiła to wczoraj, tego nie wiem. I nie znajdę na to odpowiedzi na to pytanie, ale bardzo dobrze, że to zgłosiła ponieważ ujawniliśmy zwierzęta umierające. Mnie lokalna polityka nie interesuje w ogóle, zresztą jestem tutaj pierwszy raz i jest mi nawet ciężko zapamiętać nazwę tej gminy, więc lokalne układanki polityczne nie są przedmiotem naszego zainteresowania. Bo przedmiotem naszego zainteresowania jest urzędnicza patologia, która miała tutaj miejsce i ujawnienie tego - mówi nam Konrad Kuźmiński z DIOZ i dodaje: - To miejsce było poza kontrolą państwa, poza kontrolą instytucji, które są odpowiedzialne za ochronę zwierząt. Tu inspekcja weterynaryjna nie zaglądała, bo inspekcja o tym miejscu nie widziała.
To akurat nie do końca jest prawdą, bo jak zaznaczył wójt Damian Szczytowski, na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy miały miejsce dwie kontrole prowadzone przez Powiatowy Inspektorat Weterynarii. Pierwsza była rok temu w lutym bowiem do PIWetu dotarł sygnał, iż w gminie Rusiec może dochodzić do nieprawidłowości w przetrzymywaniu zwierząt. Sygnał dotarł właśnie od DIOZu...
- Rok temu mieliśmy kontrolę z PIW, nie było żadnych zastrzeżeń, protokół jest do wglądu. Druga została przeprowadzona teraz, też nie było negatywnych sygnałów - mówi Damian Szczytowski.
- Wyniki były pozytywne i DIOZ został wówczas o tym powiadomiony. Gmina mówiła, że nie będzie rejestrowała tego miejsca jako schronisko, bo są to psy stróżujące. Pokazano nam też faktury na zakup karmy. Boksy były zadbane, a pracownik twierdził, że psy są wypuszczane na większy teren, szczelnie ogrodzony - mówi dla portalu belchatow.naszemiasto Henryk Wojciechowski, Powiatowy Lekarz Weterynarii.
Damian Szczytowski w rozmowie z nami podkreśla jeszcze jeden wątek sprawy - sposób interwencji.
- Dla mnie jak taka instytucja wchodzi, bo ma podejrzenie, że coś jest nie tak, to powinien być wykonany telefon do policji i ewentualne wejście z policją. A w tej sytuacji, to tak naprawdę mieliśmy włamanie. Można zrobić wszystko, nagrać, podłożyć, zmontować, podrzucić - dodaje Szczytowski.
Przedstawiciele DIOZ o sprawie powiadomili Prokuraturę Rejonową w Bełchatowie, zgłoszenie wpłynęło w poniedziałek wieczór. Takiego kroku w sprawie włamania i kradzieży psów nie wyklucza też sam wójt, ale podkreśla, że sprawa musi zostać najpierw wewnętrznie przeanalizowana.
Działalność DIOZu budzi zresztą wątpliwości nie tylko wójta Damiana Szczytowskiego. Organizacja od lat dzieli internautów, weterynarzy, czy samych właścicieli zwierząt. Działacze DIOZ przyznają, że w swoich działaniach są radykalni, jasno przy tym, zaznaczają, że wszystko co robione jest dla dobra zwierząt, robione jestzgodnie z literą prawa. DIOZ jednak ma na swoim koncie postępowania prokuratorskie i orzeczone sądowe wyroki w sprawie niesłusznie przeprowadzonych interwencji. Organizacja ma ogromną rzeszę obserwujących w mediach społecznościowych - jeden post to lawina rekacji, udostępnień i komentarzy - te zazwyczaj w sposób jednoznaczny odnoszą się to opublikowanych treści, często nie szczędząc słów hejtu podsycającego emocje, włącznie życzeniami śmierci. Takowych nie brakuje też wobec wójta Szczytowskiego i jego rodziny.