Wracamy do sprawy wczorajszego pożaru Domu Dziecka w Bełchatowie. Znamy nieco więcej szczegółów dotyczących przebiegu zdarzenia, choć ciągle jeszcze nie da się mówić o przyczynach pojawienia się płomieni w budynku. Pewnym jest, że ogień pojawił się w jednym z pokoi należących do chłopców mieszkających w placówce. Sytuacja wyglądała niezwykle dramatycznie.
Okazuje się, że jako pierwszy płomienie zauważył wychowanek placówki, który po kolacji chciał wejść do swojego pokoju. Kiedy chłopiec otworzył drzwi buchnął z wnętrza pokoju dym. Dziecko szybko zamknęło drzwi i zaalarmowało o pożarze. Wszyscy, dzięki błyskawicznej reakcji wychowawców bezpiecznie opuścili budynek, jeszcze przed przybyciem na miejsce strażaków.
Była dokładnie 18.14, kiedy do bełchatowskiej straży pożarnej wpłynęło zawiadomienie o pożarze w budynku Domu Dziecka. Na Czapliniecką natychmiast zadysponowano znaczne siły i środki.
- Kiedy dotarliśmy na miejsce zdarzenia budynek był objęty pożarem z zewnętrznej strony. Na elewacji płonęło jakieś 20 metrów kwadratowych obiektu. Zarzewie ognia pochodziło jednak od wewnątrz budynku, zapalił się jeden z pokojów wychowanków. Ogień rozprzestrzenił się na korytarz i na drzwi kolejnego pomieszczenia - przekazuje Andrzej Szokalski dowódca zmiany z PSP Bełchatów.
Strażacy natychmiast przystąpili do działania. Na pierwszy rzut podano dwa prądy wody w natarciu na palący się obiekt. Jednocześnie strażacy przystąpili do wywiadu i sprawdzania czy wszystkie osoby opuściły budynek.
- Osoby zostały ewakuowane przed przybyciem naszych zastępów, przez wychowawczynie. Dodatkowo przeszukaliśmy jeszcze pomieszczenia. Po dogaszeniu ognia cały budynek został przewietrzony. Powynosiliśmy z pomieszczeń łóżka i przelaliśmy je wodą. Strażacy sprawdzili także kamerami termowizyjnymi strop i dach budynku, z ocieplenia wydobyliśmy watę szklaną - dodaje Szokalski.
Z dostępnych na ten moment informacji wynika, że ogień pojawił się w jednym z pokoi dzieci. Dlaczego? W tej chwili jest za wcześnie by o tym mówić. Pewnym jest, że kiedy płomienie zaczęły trawić wnętrze pokoju dzieci przebywały w jadalni, jadły kolację.
- Wiemy tylko z wywiadu, którego udzieliły nam wychowawczynie, że chłopiec po kolacji wszedł do pokoju, otworzył drzwi i krzyknął, że jest pożar. Ogień buchnął, szybko zamknięto drzwi płonącego pomieszczenia i przystąpiono do ewakuacji - wyjaśnia Andrzej Szokalski z PSP Bełchatów.
Szczęśliwie i co najważniejsze w tych dramatycznych doniesieniach - nikt nie został w pożarze poszkodowany. Dzieci natychmiast zostały zaopiekowane, na miejsce wezwano psychologów, którzy udzielali wychowankom niezbędnego wsparcia. Jeszcze w trakcie akcji przy Czaplinieckiej pojawili się Starosta Bełchatowski - Dorota Pędziwiatr i jej zastępcy Marek Jasiński i Jacek Bakalarczyk.
- Bardzo smutne obrazki. Dzieciaczki właściwie ledwo co tutaj zamieszkały. Pożar jest już ugaszony. W tym całym nieszczęściu wielkie szczęście jest takie, że dzieciaki są całe i zdrowe i to jest dla nas w tej chwili najważniejsze. Są zaopiekowane, otrzymały właściwą opiekę, sprowadziliśmy kilku psychologów. Słowa uznania należą się także dla opiekunów, którzy bardzo szybko zareagowali i błyskawicznie wyprowadzili dzieci z budynku i to jest tak naprawdę najważniejsze - mówiła reporterowi Radia Eska Dorota Pędziwiatr, Starosta Bełchatowski.
Dzieci jeszcze tego samego wieczora zostały ulokowane w nieodległej szkolnej bursie przy ulicy Czaplinieckej. Choć na oficjalne ustalenia przyczyn i strat przyjdzie nam poczekać to cytowana wyżej Dorota Pędziwatr zaznaczyła, że straty mogą sięgać nawet 2 milionów złotych.
Będziemy Państwa na bieżąco informować o kolejnych faktach w tej sprawie.