Dość nietypowe zgłoszenie odebrali dziś rano strażacy z Piotrkowa Trybunalskiego. Do stanowiska kierowania trafiło zgłoszenie od mieszkańca ulicy Zalesickiej, który zgłosił, że na drzewie zauważył zaplątany spadochron. Do akcji zadysponowano trzy zastępy straży pożarnej, na miejscy pracowała też policja i wojsko, bo jak się okazało czasza należała do wojskowego skoczka.
Informację o spadochronie zawieszonym na drzewie piotrkowscy strażacy przyjęli kwadrans po godzinie 9.00 rano.
- "Na drzewie wisi spadochron" - takimi słowami rozpoczął swoje zgłoszenie mężczyzna, który zadzwonił do stanowiska kierowania- mówi Jędrzej Pawlak, oficer prasowy KW PSP w Łodzi. - Zgłaszający widział, jak spadochron spadał z wysokości 4-5 metrów. Zgłaszający przekazał strażakom, że nie widzi na drzewie żadnej osoby, ale nie miał co do tego pewności. Na miejscu potwierdzono czaszę spadochronu zawiniętą w gałęzie. Strażacy przy użyciu drabiny nasadkowej zdjęli spadochron i przekazali go wojskowym. Miejsce zdarzenia przekazano policji. Na tym działania strażaków zakończyły się - dodaje Jędrzej Pawlak.
Jak podaje Radio Łódź, wskazując na nieoficjalne informacje, we wtorek od rana na piotrkowskim lotnisku trwały ćwiczenia żołnierzy Wojska Polskiego. Pewnym jest, że odnaleziony spadochron był własnością Ministerstwa Obrony Narodowej, potwierdzają to strażacy. Wiele wskazuje na to, że czasza spadochronu na drzewie przy ulicy Zalesickiej to efekt uruchomienia procedury awaryjnej.
Jak zaznacza oficer prasowy wojewódzkiej straży pożarnej, sytuacja, jaka miała miejsce w Piotrkowie Trybunalskim nie jest niczym nadzwyczajnym. Uruchomienie procedury awaryjnej jest standardowym działaniem w sytuacjach, kiedy ze spadochronem dzieją się niepokojące rzeczy.
- W momencie kiedy skoczek stwierdza, że czasza spadochronu mu się nie otworzyła bądź splątała lub jest inna sytuacja awaryjna, w której wie, że czasza spadochronu nie napełni się powietrzem lub zadziało się coś, co uniemożliwi bezpieczne lądowanie, to wówczas skoczkowie stosują określoną procedurę. Odpina się wówczas czaszę główną, po czym otwiera się spadochron zapasowy. Czasza główna powinna od skoczka odfrunąć, skoczek powinien się od niej odczepić - wyjaśnia Jędrzej Pawlak, rzecznik wojewódzkich strażaków, ale także skoczek mający na swoim konie blisko 80 skoków.
Wiele wskazuje na to, że odnaleziony na drzewie spadochron to właśnie ten główny, który nie zadziałał. Nie mamy informacji o tym gdzie i jak skoczek wylądował.