Społeczna debata "Na ratunek lasom". Jakie wnioski udało się wypracować leśnikom i mieszkańcom? [Foto]

Społeczna debata Na ratunek lasom [Foto]

Stonowana w emocjach i merytoryczna - tak najkrócej można opisać społeczną debatę, jaka odbyła się w minioną środę, 19 kwietnia w Bełchatowie. Dyskutowano o lasach, a przede wszystkim gospodarce, jaka jest w nich prowadzona. Przyczynkiem do spotkania mieszkańców i leśników była wycinka, która prowadzona jest między innymi w lasach przylegających do Elektrowni Bełchatów. Mieszkańcy pobliskich wsi zareagowali ostro sprzeciwiając się pozbawienia ich "naturalnego ekranu" oddzielającego ich domostwa od wielkiego zakładu przemysłowego. 

Protest i silne głosy oburzenia wybuchły, kiedy mieszkańcy zorientowali się, że części drzew już nie ma. Tak stało się między innymi w Nowym Janowie w gminie Kluki. 

- W listopadzie wybraliśmy na spóźniony i bardzo wyczekiwany urlop, nie było nas 5 dni. Po powrocie, w piątek wieczorem już po ciemku jedziemy do domu, przyjeżdżamy właśnie przez te lasy oddzielające naszą wieś od Elektrowni i tak wąchamy i mówimy: „lasem pachnie", ale jak…? Szybko jasnym się stało, że to nie las pachnie, tylko poręba, miejsce po wyrżnięciu lasu. Nazajutrz za widoku zobaczyliśmy, że w ciągu tych kilku dni zginął duży fragment lasu. Wtedy został przekroczony rubikon. Postanowiliśmy coś z tym zrobić. Zaczęliśmy rozmawiać z ludźmi i podjęliśmy działania- mówi Zbigniew Lasoń jeden z inicjatorów grupy "Na ratunek lasom" i organizator debaty społecznej.

- Większość mieszkańców widzi wokół siebie, w swoich lasach, nie tylko wokół Elektrowni sporą skalę wycinek, dlatego tutaj przyszli. Te lasy ochronne rosnące wokół Elektrowni Bełchatów stanowią ważny element chroniący ludzi od widoku, hałasu i kurzy emitowanego przez ten zakład. Te lasy ochronne wokół Elektrowni były takim pierwszym takim punktem naszej inicjatywy, bo zaczęto je wycinać - dodaje Edyta Weigel, jedna z inicjatorek "Na ratunek lasom".

Tak powstała petycja, którą podpisało półtora tysiąca mieszkańców powiatu bełchatowskiego. Pismo jeszcze przed Wielkanocą trafiło do Nadleśnictwa Bełchatów. Od mieszkańców osobiście przyjął ją Nadleśniczy Jarosław Zając. Szef bełchatowskich leśników był uczestnikiem środowej debaty. Otwierając swoje wystąpienie przytoczył liczby i dane na podstawie których pracują leśnicy. 

- My pracujemy w oparciu o Plan Urządzenia Lasów, które tworzone są na lat 10. Tak, jak na spotkaniu prezentowałem liczby, te dane dotyczące użytkowania rębnego, są do siebie bardzo zbliżone. Czyli plany, które były lat temu 10 czy 15, zatwierdzone i realizowane są bardzo zbliżone są do tych PULów, które właśnie realizujemy. W tej chwili jesteśmy w 6. roku realizacji PUL obowiązującego do 2026 roku i jasno wszystkie liczbowe dane wskazują, że nie zmieniamy, a przede wszystkim nie zwiększamy wycinki w stosunku do tego co było w poprzednim planie - wyjaśnia Jarosław Zając, nadleśniczy Nadleśnictwa Bełchatów.

Pytany o to skąd bierze się społeczny opór i oburzenie mówi, że trudno wskazać przyczynę, być może miejsca wycinek, realizowane bliżej dróg publicznych czy miejscowości powodują, że ludzie teraz je po prostu zdecydowanie bardziej dostrzegają. 

- Chyba generalnie taka przesłanka gdzieś krąży po internecie i w społeczeństwie, że leśnicy to na potęgę wycinają lasy - takie mam wrażenie. Przynajmniej w przypadku Nadleśnictwa Bełchatów pokrycia w cyfrach nie ma - mówi Nadleśniczy i dodaje, że: -  Trudno jest robić gospodarkę leśną wbrew społeczeństwu.

Do dyskusji jednak między stroną społeczną i leśnikami doszło, a niewykluczone, że i do korekt w planach rębnych dojdzie. Inicjatorzy debaty z grupy "Na ratunek lasom" mają jasno skonkretyzowane oczekiwania.

- Domagamy się zaprzestania wycinek lasów w promieniu 5 kilometrów od Elektrowni Bełchatów i strefy z niej związanej przynajmniej do końca funkcjonowania zakładu, czyli jeszcze przez jakieś kilkanaście lat - mówi Zbigniew Lasoń i dodaje:Wiek rębny lasów sosnowych, tu pan leśniczy nam mówił to jest około 100-120 lat, ale to jest cały czas według botaników, a nie leśników to jest młode drzewo. Ono dojrzałe zaczyna być w wieku 300 lat, czyli spokojnie te sosny mogą jeszcze żyć 300 lat. A dożywają nawet do 600.

Choć to w tej chwili trudne do jednoznacznego wskazania. Jarosław Zając pytany o to, czy jest szansa na weryfikację planów z racji ochrony lasów odpowiedział: 

- Możemy ewentualnie pozwolić sobie na pewne korekty i odstępstwa, jeżeli z punktu widzenia społecznego będzie to bardzo istotne. Muszę wiedzieć, o który dokładnie kawałek lasu chodzi, jakie zabiegi mam tam zaplanowane do wykonania i czy ich niewykonanie zagraża ciągłości i trwałości lasu na tym terenie. Jeżeli te wszystkie rzeczy będą na tak, to wówczas będziemy mogli rozmawiać o ewentualnie pewnych odstępstwach od realizacji Planu Urządzenia Lasu – podkreśla Jarosław Zając.

Uczestnicy debaty zapowiadają kolejne spotkania. Najbliższe, w połowie maja ma się odbyć w leśnym terenie. Marta Jagusztyn, przedstawicielka fundacji "Lasy i Obywatele", która była jednym z prelegentów na debacie jasno wskazywała, że jej przebieg może być budujący. Jasno też wskazuje, że problem Bełchatowa i tutejszych lasów jest jednym z wielu w skali kraju.

- O takim pospolitym ruszeniu ochrony lasów mówimy od 2-3 lat i te procesy trwają długo, wiem o pewnych małych sukcesach, choć muszę dodać, że one najczęściej wynikają z tego, że strona społeczna jest bardzo zdeterminowana i mobilizuje setki, bądź tysiące mieszkańców.Ta bełchatowskie spotkanie było jedną z lepszych debat między społeczeństwem, a Lasami Państwowymi w jakiej uczestniczyłam -mówi Marta Jagusztyn z fundacji "Lasy i Obywatele".

Dodaje przy tym, że jest możliwość wypracowania kompromisu, bo Plany Urządzenia Lasu nie są dokumentem zapisanym w kamieniu, Nadleśnictwa mają możliwości ich korekt. Wskazuje przy tym, że konflikty mają niestety podłoże systemowe.

- Nadleśniczych ogranicza system i instytucja, które moim zdaniem sąobecnie przestarzałe i musimy je zreformować i pozmieniać te paradygmaty podejścia do lasów, ponieważ lasy teraz, w dobie zmian klimatycznych są czymś o wiele więcej niż tylko zasobem i rezerwuarem drewna - wyjaśnia Marta Jagusztyn. 

- Debata była prowadzona była spokojnie, aczkolwiek temat jest drażliwy. Ludzie przychodzą z palącym problemem, tną nam lasy w sezonie lęgowym. 2 h dla pana leśniczego to nie jest dużo, dla ludzi to tragedia i ja myślę, że problem jest głębszy, systemowy i tutaj wybrzmiały te słowa - dodaje Edyta Weigel z inicjatywa "Na ratunek lasom".

Nadleśnictwo Bełchatów administruje gruntami o powszechni ponad 19,5 tys. hektarów, z tego grunty typowo leśne to jest ponad 17 tys h.