Ayra odeszła w cierpieniach. Zjadła wyrzuconą pod blokiem truciznę? Właściciel suczki apeluje i ostrzega mieszkańców bełchatowskich osiedli

Ayra odeszła w cierpieniach. Zjadła wyrzuconą pod blokiem truciznę? Właściciel suczki apeluje i ostrzega mieszkańców bełchatowskich osiedli
arch. prywatne

To z jednej strony ostrzeżenie, z drugiej strony apel... Niestety sytuacja zakończyła się dramatem Ayry i jej właścicieli. Nie żyje młoda, zaledwie 3,5 roczna suczka, która najparwdopodobniej zatruła się podczas spaceru. Jej właściciel pogrążony w żałobie ostrzega innych posiadaczy czworonogów przed rzeczami wyrzucanymi pod blokami. Berneńczyk Pana Kamila najprawdopodobniej po zjedzeniu niewielkiego woreczka z niewiadomą substancją odszedł w cierpieniach.

-Mieszkamy na osiedlu Słonecznym, ale uczulamy całe miasto żeby uważać na nieznane woreczki, substancje porozrzucane szczególnie pod balkonami. Nasz psiak niestety zjadł woreczek z nieznaną substancją, która uszkodziła układ nerwowy, mózg, nie było ratunku - napisał w mediach społecznościowych właściciel Ayry.

Zrozpaczony Pan Kamil zdecydował się opisać całą sprawę, bo choć nie wróci to życia jej ukochanej Ayry, to może uchroni innych właścicieli przed dramatem. 

W miniony poniedziałek, wieczorem Ayra wyszła na wieczorny spacer na osiedlu Słonecznym ze swoją opiekunką. Było późno, po godzinie 22.00.

- Mama wyszła z Ayra na spacer, młoda jak zwykle ciągnęła pod balkony dlatego, że tam ludzie notorycznie, non stop i bez opamiętania wyrzucają jedzenie i wszystko co możliwe z balkonu i okien. Szczególnie omijaliśmy zawsze blok numer 10, taki dwuklatkowy, jakoś czułem zawsze żeby tam nie iść, a ona najbardziej napierała, żeby tam pójść, mama siłą ją ciągnęła stamtąd, ale Ayra dosłownie w ułamku sekundy porwała woreczek w zęby i połknęła go. Mama nie miała czasu nawet na reakcję, by jej go wyrwać - wyjaśnia Pan Kamil.

Dodaje przy tym uczciwie, że jego suczka w tym zakresie niestety nie zawsze była posłuszna, bo już wcześniej zdarzało się, że Ayra chwyciła takie resztki, czy śmieci. Zawsze jednak, to co zjadła w jakich sposób... oddała. Tutaj nie było żadnej reakcji. Wieczorny spacer zakończył się powrotem do domu i spokojną, przespaną nocą. Pan Kamil następnego dnia rano wrócił z pracy, ukochany czworonóg jak zwykle radośnie przywitał w drzwiach swojego właściciela. Był pełen humoru i sił.

- Później też nie okazywała żadnych objawów, kompletnie nic się nie działo. Aż do spaceru po 15.00... Pojechaliśmy na Wawrzkowiznę, tam już zauważyłem, że coś jest nie tak. Ayra non stop jadła śnieg, tak jakby chciała ciągle pić, ale dalej pełna energii szła razem ze mną i moim znajomym. Kiedy już wracaliśmy do auta, nagle co metr zaczęła się pokładać na śniegu, nie chciała iść dalej, widziałem, że coś jest nie tak, bo stała się wyjątkowo niemrawa - relacjonuje Pan Kamil. 

Pan Kamil wspólnie z kolegą i Ayrą ruszyli w podróż do Bełchatowa. Kiedy wysiedli z auta na osiedlu Dolnośląskim pies dwukrotnie zwymiotował, po czym suczka osunęła się bez sił. Reakcja właściciela była natychmiastowa, i już po chwili byli pod kliniką weterynaryjną. I tam rozegrał się dalszy dramat. 

- Kiedy dojechaliśmy na Mielczarskiego, po wyjściu z samochodu, Ayra osunęła się na chodniki położyła, nie miała siły się ruszyć i ustać na łapach. Szybko wziąłem ją na ręce i zaniosłem prosto na stół do weterynarza, tam podłączyli jej kroplówkę, dali leki przeciwkrwotoczne i wprowadzili w śpiączkę farmakologiczną. Pobrano krew do badań, ta była aż brunatna - mówi zrozpaczony Pan Kamil. 

Zespół kliniki zdecydował o wykonaniu rentgena i na zdjęciu woreczek, który Ayra zjadła na poniedziałkowym spacerze był wyraźnie widoczny.  

- Chwile wcześniej Ayra wydała z siebie przeraźliwy krzyk i nie mogła się uspokoić, łzy leciały ciurkiem mi, nie mogłem się uspokoić i uspokoić jej, pani weterynarz powiedziała, że to dlatego, że ma uszkodzony mózg i układ nerwowy. Czułem jak jej ból rozrywa mnie od środka…- wspomina Pan Kamil.

Zespól kliniki chciał podjąć walkę o Ayrę, zdecydowano, by poczekać aż stan suczki ustabilizuje się na tyle, by móc wykonać ryzykowną operację, otworzyć psa i wyjąć ten woreczek. 

- Zostawiłem mamę z nią, wyszedłem na dwór, by ochłonąć, po minucie mama po mnie przyszła i powiedziała, że musimy podjąć decyzję, bo bije tylko jej kochane serduszko, został uszkodzony kompletnie mózg i układ nerwowy. Nie dało się nic zrobić, tylko dać jej odejść bez bólu i cierpienia- relacjonuje z trudem Pan Kamil.

Ayra odeszła. Ból Pan Kamila i rodziny został. Rodzina opłakuje stratę - jak sami wyraźnie podkreślają - członka rodziny. Dramatyczne okoliczności zdarzenia zmobilizowały jednak Pana Kamila, by całą historię opisać zarówno nam, jak i w mediach społecznościowych.  Robi to po pierwsze ku przestrodze dla innych właścicieli czworonogów. Po drugie sam podkreśla, że będzie chciał dojść prawdy i znaleźć sprawcę. Oczywiście nie wiadomo, co było w woreczku wielkości takiego od herbaty, czy była to trucizna, czy ktoś intencjonalnie wyrzucił jakąś chemię... Niezależnie od tego Pan Kamil apeluje, by nie wyrzucać resztek jedzenia - trawnik, to nie śmietnik. Niestety, takie praktyki są nagminne na osiedlach o czym zresztą dość licznie piszą internauci komentujący post Pana Kamila.

Serce pękało jak cierpiał ten pies. Mam nadzieję i życzę z całego serca że uda się odnaleźć to ,,bydle" bo człowiekiem kogoś takiego nazwać nie można. Szkoda że kary są tak małe bo ta znieczulica wśród ludzi nigdy się skończy - pisze jedna z internautek. 

Na Binkowie też jest masakra. Koleżanki pies też walczy z wątrobą od miesiąca po tym jak coś zjadł pod blokiem. Uważajcie bardzo, bo tutaj mieszka mnóstwo sfrustrowanych ludzi - zauważa z kolei Pani Agnieszka.

7 lat temu o 12 w nocy do weterynarza jechałam bo coś zjadł, miał rok i na szczęście udało się uratować ale było strasznie, sztywne ciało i ten wzrok "pomóż"... - zaznacza Pani Aleksandra.

Przeżyliśmy to samo rok temu. Uszkodzony układ nerwowy, stan agonalny, mimo wielodniowej walki odszedł członek naszej rodziny, przyjaciel - opisuje swoje doświadczenia Pani Ania.

Wyrzucała wędlinę naszpikowaną pinezkami...

Ale niestety, jak pokazują ostatnie wydarzenia, z podobnymi problemami mierzą się właściciele w całym kraju. Sprawa Ayry elektryzuje jeszcze mocniej w kontekście niedawnych wydarzeń na Śląsku. Zaledwie kilka dni temu w ręce policji w Jaworznie wpadła 69-letnia kobieta, która wyrzucała na trawnik wędlinę naszpikowaną pinezkami. Seniorka robiła to, bo była sfrustrowana obecnością czworonogów. Sprawę zgłosili mieszkańcy, których psy znajdowały kawałki mięsa i omal nie zjadły znalezionych "przysmaków".

- Na podstawie zebranego materiału dowodowego, śledczy przedstawili podejrzanej zarzut usiłowania uśmiercenia nieokreślonej liczby zwierząt ze szczególnym okrucieństwem, do którego się przyznała. Kobieta tłumaczyła, że wyrzuciła starą wędlinę, która została jej jeszcze ze świąt z nabitymi pinezkami, gdyż frustrowały ją szczekające psy sąsiadów oraz to, że właściciele nie sprzątają po swoich pupilach odchodów. Za to przestępstwo ustawa o ochronie zwierząt przewiduje do 5 lat pozbawienia wolności. O dalszym losie kobiety zdecyduje sąd - podsumowują policjanci z jaworznickiej komendy.